Relacja – Na Pikuja

Nasza wyprawa zaczyna się w czwartek 26.12.03 na dworcu kolejowym w Katowicach, gdzie w kasie międzynarodowej próbujemy kupić bilet do Hyrowa. Tłumaczyliśmy dobrych kilka minut kasjerce/kasjerowi, gdzie chcemy jechać, zanim dostaliśmy ten o który nam chodziło. Pisze kasjerce/kasjerowi, bo do dziś nie wiem jakiej płci był/była ta osoba. O 22.30 mamy pociąg do Zagórza. Nasze bagaże są duże objętościowo i ważą razem ponad 50 kg, więc podczas wsiadania walka z wchodzeniem do wagonu (pociąg w Mysłowicach stoi ok 1 min.).

Teatr Miejski, Lwów, UkrainaW Zagórzu przesiadka do pociągu do Hyrowa i nad ranem przekraczamy granicę. Byliśmy jedynymi osobami przekraczającymi granicę tym pociągiem. Po przyjeździe do Hyrowa chcemy wysiąść z wagonu, celnik każe nam wracać, bo nie było kontroli. Zaczyna się pytać co przemycamy i zaczyna wymieniać dolary, narkotyki, alkohol, złoto itd. Wyczuwamy od niego zapach alkoholu wszechobecny na Ukrainie, zaprzeczamy mówimy “my turisty” i teraz legalnie możemy wysiadać.

Na dworcu w Hyrowie, pełno ludzi wymieniających złotówki, dolary (i Bóg wie co jeszcze) na ukraińskie hrywny. Stoimy na dworcu i nie mamy najmniejszego pojęcia co dalej, dobrze, że chociaż trochę znamy rosyjski. Przy przekroczeniu granicy strażnik graniczny nie dał nam karty migracyjnej i nie sprzedał nam ubezpieczenia, więc chodzimy po dworcu i próbujemy się czegoś o nim dowiedzieć (o karcie i ubezpieczeniu, nie o strażniku).

W końcu postanawiamy jechać dalej do Sambora, jakoś to będzie. Znowu mamy problem z wchodzeniem do pociągu. W Samborze na peronie wzbudzamy małą sensacje. Chcemy się kierować na południe w Karpaty, w rejon Pikuja. Kupujemy mapę, szukamy najlepszego połączenia, pytamy o pomoc przechodzącego obok nas miejscowego i w ciągu kilkunastu sekund otacza nas tłum ludzi i zaczyna się zastanawiać, dzie leży Pikuj i jak tam dojechać. Padają różne miasta, ale najwięcej ludzi podpowiada Stryj.

Pikuj, Wierchniaczka, StryjNo to jedziemy. Pociąg już stoi na peronie a przy jedynym czynnym okienku z biletami stoi ok.20 osób. Jeden z miejscowych wprowadza mnie do kasy wejściem służbowym, tu kupuje bilet i biegiem z powrotem do pociągu. Rychu natomiast z cały sprzętem idzie do pociągu. Pociąg zaraz ma odjazd a mnie nie ma, więc puka do pomieszczenia maszynisty i pyta się go czy zaczeka na kolegę, bo ten kupuje bilety. Naturalnie maszynista się zgadza.

Popołudniu na dworcu w Stryju dowiadujemy się, że pociąg do Łaboczne odjechał 15 min temu. Humor nam poprawia wiadomość, że na granicy nie przestawiliśmy zegarka o godzinę do przodu. Spędzamy tu pięć godzin i wyruszamy do Łaboczne. Na miejscu szykujemy nocleg.

28.12.02.

Od rana pada deszcz, wychodzimy z Łabocznej, nocleg gdzieś koło Wierchniaczki. Zepsuła się maszynka do gotowania i teraz na wodę czekamy ponad godzinę.

29.12.02

Łaboczne, KarpatyPraktycznie cały śnieg stopniał, idziemy po lodzie po kostki w wodzie, ciągnąc sanie i niosąc narty. Raz poślizgnąłem się i prawie wpadłem do rzeki. W Wierchniaczce zagaduje nas mieszkaniec i po krótkiej rozmowie proponuje podwiezienie do Żupani kolejnej wioski. Rosyjsko-migowym dowiadujemy się, że ma być ciepło. Myślimy o porzuceniu sań.

30.12.02.

Cud pada śnieg. Ruszamy w stronę Pikuja. Jesteśmy w lesie nigdzie żywej duszy, gdy z za zakrętu wyłania się para staruszków, którzy niosą na kijach tobołki, idą do najbliższej wioski z 10 km. Po południu zaczyna padać deszcz i znowu zaczyna się brodzenie w wodzie. Jeszcze spotkanie z miejscowym głupkiem i za wioską rozbijamy się na pierwszym lepszym miejscu. W nocy tak wiał wiatr, że namiot kilka razy się przewracał i trzeba było wychodzić z ciepłego śpiwora na mróz i go na nowo stawiać. Oprócz tego śpimy na takiej pochylni, że gdyby nie zamek wejściowy to powypadalibyśmy z namiotu.

31.12.02.

Dzisiaj nie udało się rozpalić maszynki i śniadanie na sucho. Buty zamarznięte na kamień, po wsadzeniu zaczynamy biegać, żeby się rozgrzać. Nic to jednak nie daje, dosłownie czujemy jak nam odmarzają palce. Wracamy do namiotu i rozmrażamy buty. Na Pikuja nie dojdziemy, więc idziemy na najwyższą górkę w okolicy (1060 mnpm), aby tam spędzić Sylwestra. Coraz większy mróz i wiatr.

01.01.03.

wyprawy, podróże, relacjeNowy Rok. Temp ok-25 st C, wieje silny wiatr. Postanawiamy zakończyć etap górski, wszystkie skarpety mamy przemoczone a po dzisiejszej nocy zamrożone. Przygotowani na wszystko-brodzenie w śniegu po pas, silne mrozy, duże opady śniegu i gradobicia, pokonani przez deszcz i dodatnią temperaturę. Schodzimy do doliny, porzucamy sanie i przepakowujemy się i postanawiamy jechać do Lwowa. Mamy szczęście akurat jest autobus, którym dojeżdżamy do najbliższej stacji kolejowej. Tu wsiadamy do płackarty i do Lwowa. Ponieważ to pierwsza jazda płackartą udajemy się na miejsca, które mamy na biletach. Cały pociąg prawie pusty, ale to na naszych miejscach ktoś siedzi i pije wódkę z konduktorem. Po kilkukrotnym przejściu wagonu tam i z powrotem siadamy na pierwszym lepszym miejscu. Lwów wita nas 15 st mrozem. Noc przeczekamy na dworcu.

02.01.03.

Rano wychodzimy na miasto, ale z tymi plecakami daleko nie zajdziemy więc oddajemy je do przechowalni. Na ulicy wzbudzamy poruszenie ubrani hydroteksy, polary, buty górskie, narciarskie itp. (wszyscy się nas pytali jaka jest pogoda w Karpatach) .Zwiedzamy Stare Miasto a wieczorem wracamy na dworzec. Ponieważ to centrum miasta nie odpalamy maszynki i postanawiamy coś kupić na wynos (uwaga hot-dogi jesz na własną odpowiedzialność).

03.01.03.

Lwów, Rynek, RatuszKolejna noc na poczekalni, nad ranem przychodzi żołnierz i zaczyna sprawdzać bilety i dowody osobiste (na Ukrainie żeby legalnie przebywać na dworcu trzeba kupić bilet i nie wolno spać). W końcu podchodzi do nas. Chce zobaczyć bilet, ja odpowiadam “nie panimaju” i mam go gdzieś. Wtedy zjawia się dwóch oficerów, budzę Rycha, który wyrwany ze snu będzie z nimi rozmawiał… kończy się wyprowadzeniem nas z dworca. Dobrze, że już rano. Ruszamy na Stare Miasto, pamiątki, jeszcze coś zwiedzamy i powoli trzeba się zbierać. Busem jedziemy do Sambora, stamtąd do Hyrowa. Jeszcze kontrola graniczna rodem z serialu dokumentalnego. Granice (tylko nas nie sprawdzają) i kulamy się do Katowic osobowymi.