Relacja – Stambuł

Podsumowanie
6 krajów
20 km/h średnia prędkość
27 dni w trasie
154 km średnio przejechanych na dzień
263 km przejechane jednego dnia
600 zł koszt wyprawy
4172 przejechanych kilometrów

Dzień 1, Środa 20.07.2005
Siemianowice Śląskie – Katowice – Mikołów – Żory – Skoczów – Cieszyn – Jablunkow – Cadca – Żylina
Dystans: 160 km
Od kilku dni czekam na pogodę, żeby nie jechać w deszczu. Niebo szczelnie zakryte chmurami, ale nie pada. Postanawiam jechać. Ostatnie przygotowania i po ósmej rano ruszam. Kieruje się na Cieszyn, aby ominąć góry. Za Żyliną leśnik wskazuje mi dobre miejsce na nocleg. W nocy myśliwi chodzą w te tereny polować i mogli by mnie przez przypadek postrzelić.

Dzień 2, Czwartek 21.07.2005
Budapeszt, WęgryŻylina – Fackovske sedlo – Prividza – Ziar – Zwoleń – Dobra Niva
Dystans: 135 km
Pierwsza noc minęła. Namiotu nie rozbijałem, niebo bezchmurne, księżyc w pełni. W nocy co chwilę się budziłem, księżyc świecił prosto w oczy i trochę wiało po nogach.Dziś mam trochę kręcenia, w końcu Słowacja to górzysty kraj. Najpierw podjazd na Fackovskie sedlo 802 mnpm, później jeszcze jeden. W trakcie jednego ze zjazdów rozrywam oponę i dętkę. Dobrze, że mam zapas. Jeśli z taką częstotliwością będę rozrywał opony to mogę nie dojechać do Budapesztu.

Dzień 3, Piątek 22.07.2005
Dobra Niva – Senohrad – Veky Krtis – Slovenske Damroty – Balassagyarmar – Aszod
Dystans: 135 km
Tym razem rozbijam namiot. Od jazdy drętwieje mi lewa ręka i w nocy mam z nią problem. Jadę trasą widokową, ale żeby zobaczyć te widoki trzeba wjechać na sam szczyt. Przekraczam granicę Węgierską. Tu moją uwagę zwracają stare babcie, które chodzą w spódnicach maksymalnie do kolan (nie jestem zboczeńcem, po prostu śmiesznie to wyglądało). Nocleg gdzieś w polach kukurydzy.

Dzień 4, Sobota 23.07.2005
Ederine, TurcjaAszod – Budapeszt – Dunaharaszti
Dystans: 70 km
W Budapeszcie zaczyna padać. Czekam na przystanku prawie 3 godziny, aż przestanie. W centrum cała masa turystów. Runda po centrum parę fotek i po 17.00 wyjeżdżam z miasta .

Dzień 5, Niedziela 24.07.2005
Dunaharaszti – Kiskunlachaza – Salt – Kisalt – Kiskunhalas – Zsana – Bordany – Szeged
Dystans: 191 km
Pochmurno, dobra pogoda do jazdy. Ciągle myślę o Rumunii. Polski konsulat ostrzegał o powodzi, zwłaszcza żeby omijać dolinę Oltu, a ja właśnie tam się kieruję. Pojadę, jak będzie nieciekawie to wrócę.

Dzień 6, Poniedziałek 25.07.2005
Szeged – Kiszombor – Cenad – Lavrin – Timisoara – Ghiroda – Topobvatu Mare
Dystans: 155 km
Na granicy bez problemów. W jakiejś mieścinie próbuję wymieni dolary, nie wymieniają są z przed 1992 roku. Niebo bezchmurne, pierwszy raz na tym wyjeździe. Muszę zacząć wstawać o 5.00, bo w południe nie da się jechać. Zakładam sandały, w pełnych butach stopa zaczyna się gotować. W oddali widać Karpaty.

Dzień 7, Wtorek 26.07.2005
Bosfor, IstambułTopobvatu Mare – Lugoj – Caransebes – Plugova
Dystans: 126 km
Drogi w Rumunii. Całą masa przejechanych psów i innych zwierząt. Nikt tego nie sprząta, więc szkielety na poboczu to żaden nowy widok. Jeśli do tego dodamy końskie odchody (na wsi koń to ciągle główny środek transportu), to momentami smród jest tak wielki, że można zwymiotować. Jadę powoli, za duży upał. Serpentyny tu mają maksymalnie 7% nachylenie . W jednym ze sklepów postanawiam zrobić zakupy. Biorę podstawowe rzeczy i postanawiam wejść jeszcze raz i kupić coś słodkiego. Pokazałem kobiecie na wafelki w czekoladzie na kg. Angielskiego nie znała, pseudo rosyjskiego też, więc narysowałem w powietrzu ile ma być. Kiwnęła głową, że zrozumiała i zaczęła z lekkim niesmakiem odrywać palcami z pudełka posklejane sztuki. Zaniemówiłem, zapłaciłem i wyszedłem.

Dzień 8, Środa 27.07.2005
Plugova – Orsova – Drobeta Turnu Severin – Fibiasi – Craiova
Dystans: 169 km
Za Orsovą pojawia się Dunaj w całej okazałości. Droga jest wycięta w opadających do rzeki wzgórzach. Momentami krajobraz jak z bajki. W Drobecie TS granica z Serbią, do Belgradu tylko 250 km. Do Craiovej dojeżdżam wieczorem. Mimo późnej pory znajduję czynny kantor. Tu nie ma żadnych problemów ze starymi dolarami.

Dzień 9, Czwartek 28.07.2005
Craiova – Caracal – Rosiori de vede – Alexandria
Dystans: 150 km
Po drodze mijam tabory cygańskie. W jednej z wiosek prawie przewróciłem się jak zobaczyłem cygańską dzielnicę. Wszędzie bieda a tam takie cuda. W Aleksandrii nie było drogowskazu i przez 20 minut kręciłem się w kółko. Było późno, dzielnica nieciekawa, jakieś krzyki i pijani Rumuni dziwnie patrzący się na mnie i na rower.

Dzień 10, Piątek 29.07.2005
Marmara, BabaeskiAlexandria – Zimnicea – Bujaru – Giurgiu – Ruse – Bjala – Kucima
Dystans: 191 km
Początek nieudany. W Zimnicea dowiaduje się, że przejście jest dopiero w Giurgiu. Na granicy jak zawsze nie wiadomo gdzie jechać, budka obok budki. W końcu docieram na most i przejeżdżam na drugą stronę. Na szczęście nie płacę za przejazd. Bułgarzy też nie mają cenników dla rowerów. Pieczątka i jadę dalej. Nie dostałem karty pobytowej, więc problem zameldowania rozwiązał się sam.

Dzień 11, Sobota 30.07.2005
Kucima – Veliko Tarnovo – Gurkowo – Nowa Zagora – Radnevo – Sviliengrad – Kapitan Andreevo
Dystans: 263 km
Całkiem inaczej słychać tu przyrodę. U nas ptaki śpiewają a tu wydają odgłosy podobne do cięcia piłą.
Dziś mam zamiar dojechać do granicy. Podjazd na Republikata (700 mnpm) i chyba 20 minutowy zjazd. Przez całą drogę myślałem, ze granica jest w Simienogradzie. No i pomyliłem się, po przyjeździe na miejsce czekało na mnie jeszcze 50 km do Sviliengradu. No to jechałem poniżej 30 km/h nie schodziłem. O 22.00 na granicy, temperatura 28 st C. Kolejka samochodów na pół nocy. Postanawiam ominąć kolejkę i jadę pod bramkę. Tu na kierowców też czekają różne opłaty, tylko mnie celnicy poganiają angielskimi słowami: GO, GO. Rowerzyści nie płacą. Kupuję wizę i po kilkunastu minutach w Turcji.

Dzień 12, Niedziela 31.07.2005
Kapitan Andreevo – Ederine – Havsa – Babaeski – Luleburgaz
Dystans: 100 km
Jadę powoli, zbieram siły po wczorajszej jeździe. Objeżdżam Ederine w poszukiwaniu kantoru, nie ma. Piekielny upał, a od rana jeszcze nic nie piłem. Zauważam kranik na ulicy. Jest niedziela więc banki też zamknięte. Kasę wypłacam z bankomatu, do Istambułu musi starczyć. Po drodze łapie mnie biegunka, co chwilę postój.

Dzień 13, Poniedziałek 01.08.2005
Stambuł, Mury obronneLuleburgaz – Corlu – Silivri – Kumburgaz – Istambuł
Dystans: 145 km
Przez noc ból brzucha minął. Droga nie za dobra, dużo pagórków, do tego wiatr. Często jadę po jakimś żwirze na poboczu. Kierowcy non stop naciskają klakson, aby pozdrowić albo ostrzec. Podobnie jest jak wjeżdżam do jakieś wioski dzieci witają cię i pytają się jak się nazywasz, jest to miłe, ale po pewnym czasie męczące. Około 19.00 docieram na kemping, ceny aż głowa boli. 4 euro za miejsce, 5 euro za osobę i 1 euro za rower. Płacę, bo na dziko miał bym problem coś znaleźć, na szukanie czegoś innego o tej porze nie mam ochoty. Aha kemping jest niedaleko lotniska, co chwilę lądują i startują samoloty.

Dzień 14, Wtorek 02.08.2005
Istambuł – Kumburgaz – Silivri – Marmara Erglisi
Dystans: 128 km
Objeżdżam miasto, jem doner kebaba, stawiam nogę w Azji i czas na powrót. Za bardzo nie ma gdzie się rozbić, dopiero po zmroku coś znajduję. W nocy mam gościa. Coś zaczyna drapać po namiocie. Szczur, nie to tylko mały wychudzony pies.

Dzień 15, Środa 03.08.2005
Marmara Erglisi – Tekirdag – Hayrabolu- Babaeski
Dystans: 125 km
Rano jemy śniadanie i mimo wyraźnego sprzeciwu psa ruszam dalej. W Takirdag jestem przed południem, idę na plaże na zasłużony odpoczynek. Zaraz zjawia się jakiś Turek, w pobliskim barze jest kelnerem. Pobiera drobną opłatę za wstęp, chwilę rozmawiamy. Rozbieram sie i idę w kierunku wody (ręce do połowy ramienia i nogi do połowy uda opalone na brąz, pozostałe części ciała blade). Kelner akurat idzie z drinkami i zaczyna krzyczeć: Where are you from ! Where are you from! (Skąd jesteś). – From north (Z północy) odpowiadam i do 16.00 siedzę w Morzu Marmara. Wieczorem zaczynają boleć plecy, lekko mnie przypaliło. Noc to męczarnia plecy płoną.

Dzień 16, Czwartek 04.08.2005
Akwedukt, Hagia SophiaBabaeski – Kirkbareli – Dekeroy – Malko Tarnovo – Burgas
Dystans: 188 km
Bezpieczeństwo w Turcji. Ludzie się dziwili a nawet byli oburzeni jak zapinałem rower. W barach, stacjach lub marketach prawie zawsze ktoś pilnuje porządku. Na Bułgarskiej granicy kontrolują bagaże. Po przekroczeniu granicy mam wrażenie, że tu się nic nie dzieje. Albo wszyscy śpią albo są nad Morzem Czarnym.

Dzień 17, Piątek 05.08.2005
Burgas – Aheloj – Obzor – Staro Oriachowo – Grozdjovo – Provadija
Dystans: 137 km
Początek trasy bardzo widokowy, znowu trzeba wjechać na jakiś szczyt. Na niebie pierwsze chmury od 10 dni. Po drodze zaliczam kąpiel w Morzu Czarnym. Woda cieplutka, fale takie, aż przewraca człowieka. Gdzie nie pójdziesz słychać polski język. W tylnym kole zaczyna coś skrzypieć.

Dzień 18, Sobota 06.08.2005
Bułgaria, RepublikatProvadija – Novi Pazan – Sumen – Razgrad – Ruse – Giurgiu
Dystans: 190 km
Koniec słońca. Niebo pochmurne miejscami pada mżawka. Dobry dzień do jazdy gdyby chciało mi się jechać. Wlokę się. W Ruse wydaję ostatnie lewy i tu łapie mnie burza. W czasie gdy czekam pod wiaduktem przyplątuje się młody Bułgar. Chwilę rozmawiamy o zainteresowaniach on o narkotykach, ja o podróżach. Znika tak samo szybko jak się pojawił. Na granicy Bułgarzy znowu kontrolują, jeden celnik nie mógł uwierzyć, że wracam ze Stambułu na rowerze. Jest już noc a ja muszę wyjechać z Giurgiu. Po drodze auta jadą na długich światłach, oślepiony dwa razy wpadam na znaki robót drogowych. Gdy znajduje miejsce na noclegi i chcę się napić wody, tej nie ma. Musiała wypaść podczas jednego ze zderzeń. Zaczynam być lekko poirytowany, komary tną jak oszalałe, rower co chwilę się przewraca. Zaraz wybuchnę.

Dzień 19, Niedziela 07.08.2005
Giurgiu – Bukareszt – Butimanu – Ploiesti
Dystans: 155 km
Niebo ciągle zachmurzone. Już po paru minutach jazdy pomagam pchać starą Dacie. Zaczyna padać. Jadę w foliowym ponczo, jest żółte i w czasie jazdy nadyma się jak balon. Wyglądam w tym jak idiota, ale ważne że jest sucho. W Bukareszcie w piekarni kupuję kilka słodkich bułek i siadam na pobliskim murku. W pewnym momencie pod piekarnię podjeżdża bus z którego wyskakuje kierowca po pieczywo. Wciąż mam przed oczami jego twarz, wrócić do ciągle jadącego samochodu czy jednak kupić ten chleb.

Dzień 20, Poniedziałek 08.08.2005
Ploiesti – Campina – Sinaia – Brasov – Cadlea
Dystans: 120 km
Ciągle pada. Do tego tylne koło co chwile strzela, luzu już nie mogę zlikwidować. Przejeżdzam przez rumuńskie kurorty. W żółtym ponczo wzbudzam śmiech przechodniów, ale też coraz częściej złość psów. Zimno. Późnym popołudniem przestaje padać i nawet wychodzi słońce, ale zaczyna wiać wiatr. W Brasovie zostaję poinstruowany przez policjanta na skuterze, mam zachować odstęp od tyłu autobusu. A chciałem tylko ogrzać nogi ciepłymi spalinami. Dzisiaj przejechałem 3000 kilometr.

Dzień 21, Wtorek 09.08.2005
Rumunia, Brasov, BukaresztCadlea – Fagaras – Sibiu – Mircurea Sibiului
Dystans: 163 km
Na niebie pojedyncze chmury, ale ciągle zimno i wieje wiatr. Ciągle przechodzi front atmosferyczny. Po lewej stronie mam pasmo ponad dwu kilometrowych szczytów, jest na co popatrzeć. Dobrze, że droga prosta. Przed wyjazdem do głowy mi nie przyszło, żeby mieć problem z kupnem wody. Powiedzieć “woda mineralna” to żaden problem, ale jak wytłumaczyć ,że chcesz półtoralitrową (akurat ten rozmiar pasuje do koszyka od bidonu).

Dzień 22, Środa 10.08.2005
Mircurea Sibiului – Sebes – Deva – Zam – Varadia de Mures
Dystans: 165 km
Rano rozkręcam koło. Okazuje się, że łożyska się trochę zużyły. Robię co mogę, aby koło jeszcze trochę popracowało. Droga monotonna, żeby się nie nudziło zrywam słonecznik i zębami wydłubuję poszczególne ziarenka.

Dzień 23, Czwartek 11.08.2005
Varadia de Mures – Arad – Turnu – Totkomios – Oroshaza – Nagymagocs
Dystans: 174 km
Do granicy spokój, przejście też. Jak tylko wjechałem na Węgry koło stanęło na dobre. Pękło łożysko. Przynajmniej w jakieś mieścinie. Na rynku zostaję bez powodu wylegitymowany przez policję. Korzystam z sytuacji i pytam się o gdzie jest serwis i kantor. Policjanci na rowerach pokazują mi te miejsca. W banku nie chcą wymienić dolarów, dopiero jak wyciągam euro jeden z kasjerów prywatnie mi je wymienia. Serwis trwa 15 minut czekania i 10 euro zapłaty za wymianę. Dalej w grze. Po drodze korzystam z WC na stacji benzynowej. Znajduję powód dla którego policja od razu zwróciła na mnie uwagę. Słonecznik na czarno zafarbował wargi, tak brudny to jeszcze w życiu nie byłem.

Dzień 24, Piątek 12.08.2005
Budapeszt,EsztergomNagymagocs – Szentes – Kiskunfelegyhaza – Kecskemet – Dabas – Budapeszt – Pomaz
Dystans: 177 km
W nocy pada przelotnie, zresztą rano też. Jeszcze raz w Budapeszcie. Z Węgrami jest taki problem ,że jeśli nie znają angielskiego to nie ma możliwości zrozumienia co mówią, zostają ręce. Dopiero w Pomaz na terenie jakiegoś parku mogę się rozbić.

Dzień 25, Sobota 13.08.2005
Pomaz – Esztergom – Sturovo – Pastovce – Demandice – Levice – Tlmace – Zlate Moravce
Dystans: 98 km
Nad ranem jeleń lub łoś biegał wokół namiotu i ryczał. Jadę powoli. Czuję znużenie. Musiałbym przynajmniej jeden dzień odpocząć. Ciężka trasa. Parę minut wjeżdżania pod górę i szybki parosekundowy zjazd na dół. I tak w kółko.

Dzień 26, Niedziela 14.08.2005
Zlate Moravce – Partizanske – Banovce – Trencin – Niemsowa – Bruma Bylnuce -Vsetin – Valasske Mezinci – Novy Jacin
Dystans: 192 km
Trzeba nadrobić trochę kilometrów za wczoraj i podjechać jak najbliżej Ostravy. Po drodze dużo rowerzystów. Koron czeskich nie mam, jadę na prowiancie ze Słowacji. Polska niedaleko. Dzisiaj ostatnia noc. Dzisiaj przejechałem 4000 kilometr na wyprawie.

Dzień 27, Poniedziałek 15.08.2005
Fackovske Sedlo, Słowacja, CzechyNovy Jicin – Ostrava – Bohumin – Chałupki – Włodzisław Śl. – Rybnik – Knurów – Zabrze – Ruda Śl. – Chorzów – Katowice – Siemianowice Śląskie
Dystans: 160 km
W czasie jazdy przelotnie pada. Rano lekkie śniadanie popijam resztką wody. Byle do Polski. W Ostrawie wpadam na tył samochodu, na szczęście nic się nie stało. O 16.30 w domu. Koniec