Relacja – Czarnohora

26.12.03.

Ruszamy o 9.42 z Katowic, jak zawsze osobowymi. Późnym popołudniem w Przemyślu. Jest święto a nie mamy dolarów, hrywien oraz benzyny do maszynki. Czekamy do jutra, wychodzimy z centrum i w polach rozbijamy namiot.

27.12.03.

Gorgany, Czarnohora, Gutin TomnatikUzupełniamy zapasy i autobusem miejskim dojeżdżamy na przejście. Na granicy wypełniamy kartę migracyjną, ruszmy dalej i zonk. Zauważa nas kobieta z budki, gdzie sprzedawane są ubezpieczenia, ignorujemy ją. Ona wybiega z budki zaczyna krzyczeć, że nie mamy ubezpieczenia. Migamy się jak możemy, ale ona chce wołać stojących nieopodal milicjantów. W końcu wykupujemy na minimalną możliwą ilość dni. Bus do Lwowa już stoi i na 13.00 jesteśmy na miejscu. Kupujemy bilety do Rachowa, o 15.00 mamy pociąg. Wysiadamy w Kwasi wychodzimy z wioski i rozbijamy namiot.

28.12.03.

Przez całą noc szczekał pies, więc niewyspani. Ruszamy w stronę Pietrosa. Wieczorem, gdzieś u podnóża nocleg. Dotąd był przetarty szlak.

29.12.03.

Jak na razie temperatura nie spada poniżej -5 st. C, bezchmurne niebo. Idziemy dalej w górę rzeki. Po kolana w śniegu, miejscami po pas. Rychu ma narty, więc nie walczy tak jak ja tzn. walczy trochę mniej. Dochodzimy do zniszczonej chaty, tu znajduję porządny kij, który od teraz będzie mi pomagał w brodzeniu. Wieczorem wchodzimy na połoninę.

30.12.03.

Howerla, Brebienskul, KarpatyWchodzimy na Pietrosa (2020 m npm), tu też spotykamy znajomych ze Śląska. Schodzimy wschodnią strona (najbardziej stromą), droga jest przetarta , udaje nam się dojść pod Howerlę. Wieczorem spotykamy dwóch Ukraińców (ratownicy!) którzy mówią, że z Howerli zeszła lawina i nie polecają tam wchodzić.

31.12.03.

Atak szczytowy na Howerlę (2061 m npm) . Na szczycie z 20 osób. Idziemy dalej, śnieg zmrożony, więc dochodzimy pod Brebienskula. W takim tempie jutro będziemy na Popie Iwanie. Tutaj nocleg, o 12 odpalamy symboliczne światełko pokoju 😉 to znaczy się światło chemiczne, które będzie nam świeciło jeszcze dwa dni.

01.01.04.

Załamanie pogody, widoczność do 15 metrów, sypie śniegiem i ostro wieje. Wchodzimy na Brebienskula (2037 m npm) i postanawiamy schodzić do Luhy najbliższej wioski. No i zaczęło się przecieramy szlak idąc po pas w śniegu. Wieczorem wykończeni zasypiamy.

02.01.04.

Pop Iwan, Piertos, UkrainaDalej walczymy nie ma szans na dojście do cywilizacji, jedzenie się kończy… Cud! Słyszymy piły mechaniczne, to drwale. Dochodzimy do przetartej drogi, jest dobrze. Po 2 godzinach dochodzimy do Luhy, autobusy nie jeżdżą trzeba iść dalej. W połowie drogi do Bohdana zaczepia nas trzech Ukraińców. Chcą wódki i pieniędzy. Ach gdybym nie wyrzucił kija… Lada moment dojdzie do bójki, nagle zjawia się jakaś kobieta i płoszy napastników. Zatrzymuje przejeżdżające sanie, które podwożą nas parę kilometrów. W Bohdanie łapiemy okazję do Rachowa. Pociąg jest o 1.00 w nocy. Trzeba czekać w nieogrzewanej poczekalni 9 godzin.

03.01.04.

O 11.00 we Lwowie. Drobne zakupy i do Szegini. Wydajemy ostatnie hrywny i tu okazuje się, żeby dojść do przejścia trzeba zapłacić opłatę miejscową. Dwie hrywny daje nam jakaś Polka, w zamian pomagamy nieść jej bagaże. Na przejściu tłum z 200 osób. Przeskakujemy się przez płot i dochodzimy do budynku. Busem do Przemyśla, dalej pociągami do domu.